niedziela, 21 października 2018

"Kirke" - najpiękniejsza powieść 2018 r.

Hej Kochani!

Przyszedł czas na opis pierwszej książki w nowej odsłonie Mamuśkowych Różności. Czekaliście długo, a na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, iż życie postanowiło mi dokopać. Właściwie nie samo życie... Ale o tym może innym razem... Dziś o wyjątkowej lekturze. Na tapetę wrzucam "Kirke" Madeline Miller – najlepszy book, jaki przeczytałam w tym roku i jeden z lepszych, jakie przeczytałam w swoim życiu.


Jeśli pragniecie dowiedzieć się o czym jest powieść zapraszam na jej opis tutaj na stronie wydawnictwa

.

Jednocześnie pięknie dziękuję wydawnictwu za tę wyjątkową książkę.

O "Kirke" słyszałam wiele różnych opinii. Jedni nie widzą w niej nic szczególnego. Postrzegają ją jako zwykłą opowieść o nudnej, tkwiącej na wyspie Kirke, przeplataną przygodami innych postaci, znanych nam z mitologii. Nie widzą w niej żadnej akcji, powiewu świeżości. Inni czytelnicy z kolei, podobnie jak ja, zakochują się w tej historii. Dlaczego? To proste! ;)
Jeśli oczekujecie po tym booku przygody, sensacji, akcji, nowego spojrzenia na mitologię, książki przypominającej przygodówki Ricka Riordana – z pewnością się zawiedziecie. Jeśli zaś nie przeszkadza Wam wolne tempo toczącej się opowieści, wspomnienie mitów takimi, jakie je znamy, bez żadnych unowocześnień, cenicie sobie piękny styl pisania i zechcecie wniknąć w głębię tego dzieła – zakochacie się w niej równie mocno jak ja.
Książka zachwyciła mnie przede wszystkim stylem, językiem, w jakim została napisana. Do setnej strony uważałam, że jest ona bardzo wartościowa, po sto sześćdziesiątej – całkowicie w niej zatonęłam i pokochałam tę historię. Z przyjemnością czytałam zarówno stworzone opisy, jak i dialogi. Oczyma wyobraźni obserwowałam przedstawione obrazy, sytuacje. To powieść o samotności, ale i o umiejętności cieszenia się nią, o miłości matczynej i miłości w związku, w końcu także o smutku, odchodzeniu, śmierci. Z przyjemnością chłonęłam każdy akapit, każde zdanie i słowo. Nieraz wzruszenie ściskało mi gardło. Wielokrotnie, z zachwytem, czytałam niektóre, zaznaczone przeze mnie fragmenty.

"Weszłam na statek i podniosłam dłoń. Odpowiedział tym samym. Nie oszukiwałam się fałszywą nadzieją. Byłam boginią, on śmiertelnikiem i oboje byliśmy więźniami. Ale odcisnęłam w pamięci wizerunek jego oblicza jak pieczęć w wosku, żeby unieść go ze sobą."

"...w samotniczym życiu są rzadkie chwile, w których dusza innej istoty pojawia się blisko twojej, jak gwiazdy, które tylko raz w roku muskają niebo."

"Śmiertelni umierali, gdy toną statki, od miecza, kłów dzikich zwierząt i z rąk dzikusów, z powodu chorób, głodu i starości. Niezależnie od tego, jak energiczni są za życia, jak genialni, niezależnie od cudowności, które stworzyli, obracali się w proch i dym."

Myślę, iż niejednokrotnie powrócę do tej książki, by zachwycać się nią ponownie i odnajdować w niej nowe, wartościowe przemyślenia.
Warto wspomnieć również o pięknym wydaniu książki (o czym wiedzą chyba wszyscy) i spisie postaci z mitologii, znajdującym się na jej końcu. Spis ten zdecydowanie ułatwia połapanie się w temacie osobom, które (podobnie jak ja) zdążyły już zapomnieć większość mitów greckich. ;) 


Jestem zachwycona tą książką. A Wy? Zapoznaliście się już z tym tytułem? Jeśli tak, napiszcie do której grupy czytelników należycie? Jesteście zwolennikami tej pozycji czy wręcz przeciwnie? Jeśli natomiast dotąd nie sięgnęliście po "Kirke" dajcie znać, czy macie ją w planach?




czwartek, 2 sierpnia 2018

Wracam do siebie :D


Wpadam któregoś pięknego dnia do pracy i gonię do dwóch moich wspaniałych koleżanek ze słowami:
-Zakochałam się
-W kim? - pada pytanie
-W Kubie Badach
-Phi? Dopiero teraz? - odpowiada jedna z nich. ;)

A Wy? Znacie twórczość Kuby? Jeśli nie – poznajcie. Zachęcam. :)
Mnie kupił pewnej pięknej nocy, gdy serfowałam po sieci, szukając muzyki, która wyciszy mnie i ukoi, da nadzieję i będzie wsparciem w trudnych chwilach. Ta piosenka określa mój obecny stan. Posłuchajcie, wczujcie się, dajcie się ponieść...


Pokazuję to moim bliskim, udostępniam na facebooku.
-Dlaczego w trudnych chwilach słuchasz takiej smutnej muzyki? - słyszę.
-Mylicie się – odpowiadam – to jest bardzo pozytywny utwór. Czuję że... WRACAM. Dość już siedzenia w swoim smutku, rozdrapywania ran, dołowania. Wracam!
Nie warto zawracać sobie głowę sprawami, jakie nas przygniotły do ziemi. Nie ciągnijmy tego za sobą. Przeszłości nie zmienimy, za to mamy wpływ na przyszłość. Nie warto wylewać łez nad osobami, które okazały się zawieść nasze zaufanie, ranią nas, robią nam krzywdę. To nie prawda, że kocha się kogoś lub przyjaźni z nim "za nic", czy "mimo wszystko", albo że "miłość Ci wszystko wybaczy". :D
Na zdarzenia, które nas spotykają trzeba czasem spojrzeć racjonalnie. Pomyśleć, że to nie my tkwimy w określonej sytuacji. Obejrzeć daną historię ze swojego życia, zobaczyć w niej siebie, nie angażując w to emocji. Trudne? Oczywiście! Ale jak pięknie otwiera oczy. Dotarło do mnie, jak wielu rzeczy nie widziałam. Jak odtrącałam od siebie wyraźne sygnały, że coś jest nie tak. Jak odnajdowałam tłumaczenia dla wydarzeń, które nie powinny mieć miejsca. To przerażające jak w pędzie życia codziennego zapominamy o tym, aby posłuchać siebie. Odrzucamy nasz wewnętrzny głos i przeczucia mówiące o tym, że nie powinniśmy uczestniczyć w danej sytuacji, że dla naszego dobra powinniśmy wiać. A wytłumaczenia, żeby robić coś mimo faktu, iż czujemy, że to nie jest do końca w porządku, albo tkwić w toksycznej relacji – znajdą się. Uwierzcie mi. :D

Nie poskładałam się jeszcze do końca. Ba! Moja gehenna wciąż trwa. Żyję w ciągłej niepewności. Nie wiem co mnie czeka. Gdzieś tam istnieje prawdopodobieństwo, że spotka mnie najgorsza z sytuacji, jakie kiedykolwiek w życiu mogłabym sobie wyobrazić. Mimo to stoję twardo na nogach, odnajduję nowe cele, widzę pozytywne strony wynikające z najbardziej gównianej sytuacji, jaka przydarzyła mi się w życiu. Wciąż żyję i...

"podnoszę wzrok
 za długo był przy ziemi 
dość pochmurnych jesieni 
już czas, mój czas".

I tego samego życzę Wam, moi kochani. Jakakolwiek gówniana sytuacja zdarzyłaby się w Waszym życiu – nie poddawajcie się. Płaczcie (płacz oczyszcza), krzyczcie (krzyk pomaga), wyjcie do księżyca, ale nie poddawajcie się. Dajcie sobie czas, ale zawsze wracajcie do siebie – jak dziś ja. :D

A teraz czas na Waszą refleksję. Napiszcie co myślicie po przeczytaniu tego posta, jak podoba Wam się nowa odsłona "Mamuśkowych różności". Piszcie o sytuacjach z którymi musicie lub kiedyś musieliście się zmagać. Jak wpłynęły one na Wasze życie. Wzmocniły Was, czy podcięły skrzydła na dłuższy czas? Piszcie o własnych przemyśleniach na temat życia. Chętnie z Wami porozmawiam. 

Nadchodzą zmiany...


Cześć Kochani!

Pamiętacie, kiedy w ten sposób rozpoczynałam pisanie postów? Dlaczego od tego odeszłam? Bo notatki na blogu to nie listy? Bo chciałam być bardziej "profesjonalna"? Bo to nie pasowało do recenzji książek? Nie wiem. Wiem, że ten czas minął, bo kiedy tak pisałam, czułam się, jakbyście byli bliskimi gośćmi w moim domu. I do tego chcę wrócić. :)

Zacznijmy zatem jeszcze raz....

Cześć Kochani! ;)

Na początek muzyczka. ;) Może zechcecie jej posłuchać, nim zaczniecie czytać moje dyrdymały. Wprowadzicie się w romantyczno – refleksyjny nastrój. ;)


Tego bloga stworzyłam po narodzinach mojej młodszej córeczki, przy wsparciu starszej. Stał się on "kawałkiem mojej internetowej podłogi", która będzie istniała w sieci także wówczas, gdy mnie już nie będzie na tym świecie. Początkowo pisałam o produktach, które miałam okazję testować, następnie objęłam kierunek książkowy, bo szukałam swojej niszy, a buki to moje hobby. Najpierw pisałam o tytułach, które znajdowały się na moich półkach – trafiły w moje ręce z różnych księgarń, wyprzedaży, wymian książkowych. Z czasem zaczęłam dostawać moc niesamowitych tytułów od wydawców, poznałam cudownych pisarzy i ich dzieła, nawiązałam znajomości ze wspaniałymi blogerami i innymi czytelnikami. Z większością z Was znam się tylko w sieci, ale zupełnie nie przeszkadza mi to bym czuła się częścią tej cudownej społeczności.
Jakiś czas temu moje życie zaczęto deptać, straciłam wartość, która znajdowała się na szczycie mojej piramidy wartości życiowych i jestem zmuszona układać swoje życie na nowo. Moje problemy dość drastycznie wpłynęły na bloga. Wciąż czyta mi się cudownie, ale kiedy przychodzi do pisania o książkach...
Zaczęłam myśleć o rezygnacji z "mamuśkowych różności", ale przecież nie na darmo właśnie tak lata temu nazwałam to miejsce – Mamuśkowe różności. Ewaluuje moje życie, zmienia się mój blog. Nie przestanę pisać o książkach – posty o nich będą wyglądały jednak inaczej. Będą bardziej zwięzłe i konkretne (mam nadzieję), nie tak rozwlekłe jak dotąd, ale przekazujące moje najważniejsze spostrzeżenia na temat lektury. Poza tym planuję pisać o obejrzanych filmach, spektaklach, koncertach, odwiedzonych miejscach, radościach i smutkach naszego jestestwa. Znając siebie już teraz stwierdzić mogę, iż jednego dnia będziecie mogli poczytać o pięknie, jakie niesie z sobą życie, a za jakiś czas zaleję Was wirtualnymi łzami beznadziei. Czy jednak nie takie właśnie jest życie? Pełne sprzeczności, niedopowiedzeń, niepewności i zmian, tak przerażających (przynajmniej dla mnie), a jednocześnie nieraz tak bardzo zbawiennych. ;)
Już lada dzień przeczytacie pierwszy tego rodzaju post. Nie! Nie post! List do Was...

Zapraszam! :)


wtorek, 26 czerwca 2018

"Moja twoja wina" Beaty Majewskiej - książka na chaps :D


Moc smaczków wpadła ostatnio w moje ręce, a tymczasem okazało się, iż na poczcie czeka na mnie jeszcze jedna dodatkowa niespodzianka czytelnicza od wydawnictwa

.

Okazała się nią książka Beaty Majewskiej, znanej czytelnikom również jako Augusta Docher, pt. "Moja twoja wina". Mimo nawału lektur do przeczytania postanowiłam w wolnych chwilach w pracy sięgać właśnie po ten tytuł, ponieważ książki Beatki lubię i pochłaniam je z ogromną przyjemnością. Na blogu pisałam Wam już o pozycjach z serii "Konkurs na żonę", a mianowicie: "Konkurs na żonę","Bilet do szczęściai "Zdążyć z miłością". Jak spodobał mi się najnowszy tytuł autorki?


Notka o książce (pochodząca z okładki)

"Urszula przyłapuje męża na zdradzie. Decyduje się odejść od niego i zamieszkać w zrujnowanym wiejskim domu odziedziczonym po przyszywanej ciotce. Zdruzgotanej kobiecie nie jest łatwo w nowej sytuacji, ale wspierają ją wieloletnia przyjaciółka oraz rezolutna sąsiadka. Niebawem były mąż zaczyna wykorzystywać Ulę finansowo. Wtedy w życiu Urszuli pojawia się Michał Żuk – początkowo konkurent biznesowy, potem opiekuńczy mężczyzna ratujący ją z opresji. Niestety Michał skrywa tajemnice, które mogą zniszczyć rozkwitający związek."

Moje wrażenia

Mimo, iż "Moja twoja wina" nie jest pierwszą książką Beaty Majewskiej jaką czytałam i lubię powieści pisarki, jestem zaskoczona jak niepostrzeżenie mknęłam przez kolejne strony jej najnowszego dzieła. Niesamowicie szybko wciągnęłam się w powieść i najchętniej nie odrywałabym się od niej ani na chwilę. Mimo, iż jest to książka obyczajowa, a nie thriller lub kryminał, niemal z zapartym tchem śledziłam rozwój akcji, a pisarka często zaskakiwała mnie przebiegiem wydarzeń.
"Moja twoja wina" to powieść, która wywołała we mnie moc emocji. Nie płakałam przy niej, jak zdarzyło mi się podczas lektury innych książek pisarki, jednak wielokrotnie powodowała we mnie niesamowitą radość i wesołość, a często wzbudzała sięgające zenitu napięcie i ciekawość dotyczące tego, co za chwilę wydarzy się w życiu bohaterów. Czasem ogromnie poruszona śledziłam jej treść nawet przez kilkanaście stron, nim odetchnęłam i mogłam lekturę kontynuować ze względnym spokojem. Gdy akcja dobiegała końca (przeczytałam ponad 2/3 treści książki) miałam przesyt odnośnie tragedii, jakie spotykały bohaterów, wydarzenia przesadnie komplikowały się, a Ula (najważniejsza w książce postać) denerwowała mnie obwiniając się za życiowe błędy innych osób, tak jakby one nie miały wpływu na to, co ich spotyka, a odpowiedzialność za nich spoczywała na niej. Sceny erotyczne (choć było ich niewiele) chwilami bawiły mnie, ale to nic złego. Wynika to z faktu, iż osobiście nie przepadam za erotykami i wymyślnymi porównaniami na temat tego, jak kobieta czuje się podczas zbliżenia. Mimo wszystko jednak – powieść podobała mi się. Przez cały czas czytałam ją z niegasnącym zaciekawieniem i pochłonęłam w wolnych chwilach w ciągu niespełna trzech dni.
Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie również kreacja bohaterów. Główną bohaterkę – Urszulę – początkowo bardzo polubiłam, później niesamowicie irytowała mnie, by pod koniec odzyskać moją sympatię. Jej mąż – Marek, to leń i zapatrzony w siebie, nieodpowiedzialny, niedojrzały dorosły. Przyjaciółka Uli – Renata, Michał Żuk i jego córka to również ciekawe osobowościowo postacie. Najbardziej jednak podobało mi się, iż każda z tych osób jest w jakiś sposób charakterystyczna, ma za sobą określoną przeszłość i przeżycia, które uformowały ją w określony sposób. Na podstawie książki można stworzyć bogatą w szczegóły charakterystykę postaci, która z powodzeniem służyć może jako wskaźnik wartości istotnych w życiu każdego z nas.
Przepadam za poczuciem humoru pisarki:

"-Nic się nie stało, przecież do niczego nie doszło.
-Chryste! Gdyby nie miesiączka, poszłabym na całość, to się stało! Jestem beznadziejna. Sama noszę rogi po sufit, a dzisiaj chciałam przyprawić je Bogu ducha winnej żonie ..." (tu imię męskie).
"-A skąd wiesz, jak między nimi jest? Może mają to... - zająknęła się Renia – otwarte małżeństwo?
-Reńka, jak cię kurwa lubię, nie używaj przy mnie tekstu 'otwarte małżeństwo'. Wykazuję dziwnie alergiczną reakcję, gdy słyszę to określenie. Ostrą jak noże z Telezakupów Mango, więc uważaj – warknęła Ula."

"Renata kucała przy ścianie dzielącej piwnicę na dwie części i badawczo się czemuś przyglądała.
-I co tam znalazłaś?
-Moim zdaniem tu jest jakaś skrytka! - Przyjaciółka popatrzyła na nią. - Przytrzymaj latarkę, a ja sprawdzę.
-Chyba oszalałaś! - Ula miała dość. - Niczego nie będziemy sprawdzać. Zaraz skończą się baterie, a wtedy ja tu wykituję ze strachu i ty też będziesz miała się czego bać, a mianowicie mojego ducha.
-Nie to nie – burknęła Renata. Wsadziła do ust latarkę i przytrzymała ją zębami, żeby uwolnić obie ręce. Przez chwilę dłubała w ścianie znalezionym patykiem, w końcu się poddała i rzuciła go na posadzkę. Wyjęła latarkę i popatrzyła z nadzieją na Ulę stojącą w progu. - Ta cegła się rusza, ale ja nie mam tyle siły, żeby ją wyjąć. Masz tu jakiś łom?
-Łom? Tak, oczywiście. Mam pięć łomów we wszystkich rozmiarach, dynamit i nawet pas szahida, żeby się wysadzić w powietrze i przy okazji zdemontować tę cegłę."

Książki pisarki cenię sobie również za moc cytatów, przepełnionych niesamowitą, życiową mądrością:

"Małżeństwo i związki są jak złote obrączki. Założone w dniu ślubu, lśnią na palcach słonecznym blaskiem. Niestety, codziennie na ich błyszczącej powierzchni powstają rysy. Są delikatne, prawie niewidoczne, ale po czasie jest ich tak dużo, że gdzieś znika ten blask. I wtedy trzeba je wypolerować. Wygładzić rysy miękką szmatką, dopieścić. Zadbać o to, żeby znów lśniły, jak na początku. Gdy tego nie zrobimy, staną się brzydkie, matowe, pozbawione piękna i choć nadal tkwią na serdecznych palcach, są jedynie smutną pamiątką po kimś, kto kiedyś był dla nas słońcem."

"Czasami coś się dzieje, bo tak po prostu musi być. Nie masz wpływu na przeszłość, ale na przyszłość już tak. Twoje życie trwa, nie zmarnuj go na grzebanie w stercie wspomnień i wyrzutów sumienia."

"Każdy sztorm kiedyś się kończy."


A jaka książka, która ostatnio trafiła w Wasze ręce, wciągnęła Was swą treścią do tego stopnia, że nie mogliście (ba, nie chcieliście) się od niej oderwać? 

czwartek, 14 czerwca 2018

"Dwór skrzydeł i zguby" Sarah J. Maas - książka lepsza, gorsza, a może równie dobra jak poprzedniczki? ;)


Stało się. Dzięki pewnej wspaniałej koleżance z pracy, Agnieszce, w moje ręce trafił w końcu "Dwór skrzydeł i zguby", trzecia część głośnej trylogii, której autorką jest Sarah J. Maas, popularna dzięki temu cyklowi, oraz drugiej, równie znanej serii – "Szklany tron". Jakie są moje wrażenia po lekturze tak wychwalanego cyklu? ;)


Opis książki (pochodzący z okładki)

„Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana, by zdobyć informacje o działaniach Tamlina, oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać śmiercionośną, przewrotną grę... Jedno potknięcie może zniszczyć nie tylko Feyrę, ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać, i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę.”

Moje wrażenia

Dzięki lekturze "Dworu skrzydeł i zguby" z przyjemnością powróciłam do doskonale wykreowanego i rozbudowanego przez pisarkę, za sprawą poprzednich części serii, świata oraz znanych mi bohaterów. Z nieukrywaną ciekawością poznawałam nowe postacie oraz dalszy ciąg historii Feyry, Rhysanda, a także stojących do tej pory po drugiej stronie barykady, Tamlina i Luciena. Godne uwagi są tutaj również historie: Mor, Kasjana, Amreny, Azriela, Elainy i Nesty, a także Juriana, Rzeźbiącego w Kościach, Tkaczki i innych arcyciekawych stworów.
Za kreację światów, bohaterów i całą historię zdecydowanie należą się pisarce ogromne wyrazy uznania. W moim odczuciu stworzony przez nią wszechświat, postacie i fabuła zostały dokładnie przemyślane i doskonale opisane. Dwory: Wiosny, Lata, Jesieni, Zimy, Nocy, Świtu i Dnia, moc barwnych postaci i wszędobylska magia (wchodzenie bohaterów w czyjeś myśli, przesyłanie do nich obrazów, magia Kotła), dialogi między bohaterami (dowcipne, intelektualne, często zabarwione sarkazmem) – to zdecydowane atuty opowieści.
"Dwór skrzydeł i zguby" to bardzo interesująca pozycja, jednak tym bardziej przyczepię się kilku szczegółów. ;) Mimo całego swojego uroku książka nie wciągnęła mnie swoją treścią tak, abym nie mogła jej odstawić ani na chwilę. Byłam ogromnie ciekawa rozwoju wypadków, ale grubość tego dzieła oraz fakt, że jego lektura wymagała ode mnie ogromnej uwagi i skupienia sprawiły, iż przeczytanie książki zajęło mi około miesiąca. W międzyczasie podczytywałam inne, lżejsze lub odmienne gatunkowo, tytuły. Chciałam przeczytać tę powieść i ogromnie się cieszę, że to zrobiłam. Wiem, że wśród "Dworów..." największym uznaniem cieszą się dwie ostatnie części, zwłaszcza u znawców gatunku. Moje serce jednak niezmiennie pozostaje przy "Dworze cierni i róż", wzorowanym na baśni "Piękna i bestia" i popełniającym błędy Tamlinie, który wydaje mi się zwyczajnie bardziej autentyczny i realny od Rhysanda. Ten ostatni natomiast, posiadający niesamowity pazur i zaciętość, w pierwszej części, z każdą kolejną staje się tak słodki, wyrozumiały i idealny, że momentami, jak dla mnie, aż mdły. Jasne, że jako kobiety marzymy o takim ideale, który nie wtrynia nam się z butami w życie, szanuje nasze wybory i wspiera nas w nich, nie złości się o nasze odmienne zdanie, ale bez przesady. Niektóre słowa Rhysa do Feyry rozśmieszały mnie.

"Nie do mnie należy pozwalanie ci na cokolwiek. - Rhys uniósł lekko moją głowę, Mor i Azriel odwrócili wzrok. - Jesteś niezależną osobą i podejmujesz własne, suwerenne decyzje. Jesteśmy towarzyszami – ty należysz do mnie, a ja do ciebie. Nie jest tak, że pozwalamy sobie nawzajem na cokolwiek, gdyż żadne nie kontroluje poczynań drugiego." Bla, bla, bla...

Sceny erotyczne lub wspomnienia seksu? Cóż... Na szczęście nie było ich zbyt dużo. I bawiły mnie, więc wybaczam pisarce.

"Nic dziwnego, że mi to wyleciało z głowy. Byłam wtedy w chatce w górach. Z Rhysem głęboko we mnie."

I jeszcze jedno. Zastanawia mnie wspominany nagminnie wulgarny gest, wykonywany przez Feirę.

"Kasjan był już na dachu i spokojnie ostrzył noże. Zapytałam go, czy naprawdę potrzebuje aż dziewięciu, na co odparł jedynie, że nie zaszkodzi być przygotowanym, a także że jeśli mam dość czasu, by go zasypywać pytaniami, to znaczy, że mam dość czasu na kolejny sparing. Pokazałam mu wulgarny gest."

„Otworzyłam usta, by coś powiedzieć ale wtedy rozległo się stukanie do drzwi frontowych. Zerknęłam na zegar stojący w pokoju dziennym po drugiej stronie holu. No tak. Uzdrowicielka.
Wspomniałam dziś rano Elainie, że Madja przyjdzie do niej o jedenastej. Uzyskałam wymijającą odpowiedź. Cóż, lepsza taka od jednoznacznej odmowy.
-Otworzysz drzwi czy ja mam to zrobić?
Skwitowałam bezczelność w pytaniu Mor wulgarnym gestem.”

„'Nie wchodźcie – ostrzegłam Rhysa przez więź. - Lucien próbuje wyczuć, co jest nie tak z Elainą. Przez ich więź'.
Rhys powtórzył cicho moje słowa Kasjanowi, który przechylił głowę w podobny sposób, w jaki robiła to Nesta, by spojrzeć za nas.
'Czy Elaina o tym wie?' - spytał sarkastycznie Rhys.
'Została zaproszona na herbatę. Więc ją właśnie pijemy.'
Rhys znów odezwał się przyciszonym głosem do Kasjana, który zdusił śmiech, po czym odwrócił się i wyszedł z powrotem na ulicę. Rhys wsunął ręce do kieszeni i został nieco dłużej.
'Idzie się napić. Jestem skłonny do niego dołączyć. Kiedy mogę wrócić, nie ryzykując życia?'.
Pokazałam mu przez szybę wulgarny gest.”

"Uderzyłam w szkarłatną ścianę, po czym upadłam twarzą na czerwony żwir... Zaklęłam. Ego miałam poranione równie dotkliwie co skórę na rozoranych dłoniach. Zatoczyłam się do tyłu, skrzydła bardziej przeszkadzały, niż pomagały. Ramiona Kasjana zatrzęsły się od tłumionego śmiechu, co skwitowałam wulgarnym gestem."

Czy Feyra wykonywała ten gest już w poprzednich częściach i ja tego nie zauważyłam? Byłoby to zatrważające niedopatrzenie z mojej strony.
No i w końcu o jaki gest tu chodzi? 
Taki? 

Taki?  

 A może ten? 


Albo o ich plątaninę? 


Doceniam moc walorów „Dworu skrzydeł i zguby”, ale to „Dwór cierni i róż” (opiniajest moim ukochanym z serii.


A Wy? Czytaliście już tę trylogię? Jeśli tak napiszcie, która część jest Waszą ulubioną. Jeśli zaś nie pochłonęliście jeszcze tej historii dajcie znać, czy macie ją w planach?


wtorek, 5 czerwca 2018

Serce roście - Po lekturze książki "Serce w skowronkach" Magdaleny Kordel


Ogromnie się ucieszyłam, kiedy za sprawą cudownej pani Katarzyny z wydawnictwa


trafiła w moje ręce wyjątkowa niespodzianka.




To dla mnie wielki zaszczyt, że pani Kasia pamięta o mej wielkiej miłości do książek Magdaleny Kordel i że "Serce w skowronkach", będące kontynuacją "Serca z piernika" (link do opinii), trafiło w me ręce jeszcze przed premierą.

Kilka zdań na temat fabuły ("zwalonych" z okładki książki)

"Klementyna boi się marzeń o własnej cukierence, choć w wyobraźni widzi już miejsce, w którym każdy będzie mógł się poczuć jak w domu. Tymczasem niespodziewany splot wydarzeń sprawia, że jeszcze raz będzie musiała zastanowić się, czego tak naprawdę pragnie.
Na szczęście mała Dobrochna coraz częściej zadaje jej przenikliwe pytania, a najlepsza przyjaciółka Imka pomaga patrzeć na życie przez różowe okulary.
Tylko babka Agata tęsknie wygląda przez okno i spogląda na drzwi. Ale pewnego dnia i do niej zapuka los."

Moja opinia

Nie będę dużo się rozgadywała. Z wielką radością dopadłam "Serce w skowronkach", by ponownie spotkać się z bohaterami "Serca z piernika": Klementyną, Dobrochną, zagubioną Agatą, Imką, doktorem Piotrusiem i innymi mieszkańcami Miasteczka. Wielką radość sprawił mi fakt, iż w drugiej części nieco bliżej możemy poznać Imkę i wprowadzeni zostają nowi bohaterowie: pewien starszy mężczyzna, następnie niejaki Maksymilian, na którego zamówienie Klemantyna wykonuje dom z pierników, oraz Kuba (ten ostatni być może wspomniany był już wcześniej, ale mi jakoś umknął i pojawił się niczym anioł z nieba ;) ).
Każda z opisanych w książce historii jest wzruszająca i niepowtarzalna. Dowiadujemy się nowych informacji dotyczących życiowej drogi Starej Anny, która większość dnia i nocy spędza na cmentarzu, Maksymiliana, i mężczyzny, który dwa lata po śmierci swojej mamy otrzymuje tajemniczy list i ogromnie zaskoczony tym, co w nim przeczytał, postanawia wyjechać na poszukiwanie prawdy o przeszłości. Jednocześnie cały czas rozwijają się wątki dotyczące życia Klementyny, Dobrochny i Starej Anny. Niemało wrażeń w tej części dostarcza nam też Ruda Fela, a może raczej jej bojowo nastawiony mąż – Jarek.
Zakończenie książki? Co tu dużo mówić... jest cudowne.
Nie można nie wspomnieć także o doskonałym poczuciu humoru pisarki, widocznym w jej tytułach. Powieści Magdaleny Kordel zawsze wpływają na mnie pozytywnie i w trudniejszych chwilach poprawiają nastrój.

"-(...) Skoro mama nie pozwala ci otwierać okien, dlaczego to robisz? - huknnął, nie wiedzieć czemu, zirytowany.
-Bo jej tu nie ma – wyjaśniła Dobrochna z rozbrajającą szczerością. - A nieobecni nie mają racji!
-A kto ci takich głupot naopowiadał, co? - zapytał, przybierając groźny ton, i przestąpił z niecierpliwością z nogi na nogę.
-Ty. - Dobrochna śmiesznie zmarszczyła nos.
-Ja? - zdumiał się lekarz.
-Jak piliśmy piwo u pana Leonka – wyjaśniła skwapliwie.
-Że ja niby z tobą, bąku przebrzydły, piłem piwo u Leonka? Ja?
-Nie, ja piłam oranżadę, a ty, kochany doktorze Piotrusiu, wyciągnąłeś ze swojej lekarskiej teczki piwo i pan Leonek powiedział, że nie może niestety, bo jego żona jędza mu nie pozwala. A ty mu wtedy powiedziałeś, żeby przestał jojoczyć i że nieobecni nie mają racji – przypomniała mu usłużnie Dobrochna, a on, spłoszony, obejrzał się trwożliwie za siebie. Żona Leonka z całą pewnością nie byłaby zachwycona, gdyby ktoś jej uprzejmie doniósł o poczynaniach szanownego małżonka i jego serdecznego druha."

Wspomnę jeszcze tylko o mocy przepięknych, wartościowych myśli dotyczących życia:

"... dobro to nie jest wiedza, lecz czyn."

"... istnieją tylko dwa dni w roku, w których nic nie może być zrobione. Jeden nazywamy wczoraj, a drugi jutro. I dlatego trzeba kuć żelazo, póki gorące."

"... to pamięć sprawia, że ci, których już nie ma, nadal żyją."

Jeśli spodobało Wam się "Serce z piernika", koniecznie sięgnijcie po jego kontynuację. Książka jest jeszcze lepsza od poprzedniczki. Jeśli zaś nie czytaliście żadnej z tych historii – zacznijcie od pierwszej części, by dłuższy czas cieszyć się lekturą obu książek Magdy, która od początku jest, i pewnie po kres mych dni pozostanie, jedną z moich ulubionych pisarek.


Czytaliście już te książki? Sięgniecie po nie? A może poznaliście inne tytuły pisarki? Koniecznie napiszcie mi, jak się Wam one podobały. Może chwycę po któryś w najbliższym czasie?

niedziela, 6 maja 2018

"Kogut domowy" Nataszy Sochy, alternatywą dla domowej kury? ;)


Gdy przeglądałam w internecie informacje dotyczące kwietniowych nowości wydawniczych od razu wpadł mi w oko "Kogut domowy" Nataszy Sochy. Nie wyobrażacie sobie, jak cieszyła mi się gęba, kiedy pewnego pięknego dnia, niespodziewanie, otrzymałam egzemplarz recenzencki tejże książki od wydawnictwa

.

Dotąd nie zawiodłam się na żadnej pozycji pisarki. Wręcz przeciwnie. Wszystkie ogromnie mi się podobały, dzięki czemu Natasza należy do moich ulubionych autorek. Na blogu pisałam o jej następujących książkach: "Hormonia", "Kobiety ciężkich obyczajów", "Apteka marzeń", "Dwanaście niedokończonych snów" oraz "Awaria małżeńska", tworzoną we współpracy z również ogromnie lubianą przeze mnie autorką - Magdaleną Witkiewicz. Czytałam jeszcze fantastyczny "Rosół z kury domowej", który od razu skojarzył mi się z "Kogutem domowym". Czy najnowsza książka Nataszy okazała się kolejnym strzałem w dziesiątkę?



O czym przeczytamy tym razem (opis książki pochodzi z okładki)?

„Kogut domowy ma trzy córki oraz żonę, która robi karierę. On sam musiał pożegnać się z pracą w bankowości, zrezygnować z hobby i zapomnieć o eleganckich garniturach.
Kogut domowy ma czterdzieści trzy lata, na imię Jakub i doskonale wie, w ilu stopniach należy wyprać wełniane skarpetki. Lubi gotować, pleść warkoczyki i ma czasem pomalowane paznokcie. Nie lubi jednak zapachu romansu, który coraz intensywniej spowija jego żonę...
Kogut domowy to opowieść z życia wzięta, historia mężczyzny, który musiał sprawdzić się w nowej roli i zagrać ją po mistrzowsku.”

Moje wrażenia po lekturze

Nie będę ściemniała, kroczyła dookoła i kombinowała, lecz napiszę wprost. "Kogut domowy", jak zwykle w przypadku książek Nataszy Sochy, zdobył moje serce. Książkę pochłaniałam z ogromną przyjemnością, większość jej bohaterów polubiłam (choć wśród nich zdarzyły się też czarne charakterki) i wytrwale im kibicowałam.
Tematyka powieści została zaczerpnięta wprost z życia. Oto Jakub Leński (43-latek) traci pracę i tymczasowo musi zająć się opieką nad dziećmi i domem, a jego żona podejmuje angaż na pełen etat. Sytuacja zdecydowanie niełatwa ani dla jednej, ani dla drugiej strony, gdy w małżeństwie dotąd obowiązywał tradycyjny podział ról. I jak to w życiu bywa zamiana ról okazuje się nie być jedynym problemem małżeństwa, bo oto pojawia się w nim osoba trzecia – Makary Machaj (czy jakoś tak ;) ), kolega z pracy żony. Czy małżeństwo przetrwa kryzys, który ich dopadnie? Pewnie od razu odpowiecie na to pytanie "Oczywiście, że tak". I tutaj muszę Was zaskoczyć, gdyż pisarka w taki sposób pokierowała akcją, iż zakończenie okazuje się wcale nie tak oczywiste. Tutaj jednak szczegółów nie zdradzę. Jeśli chcecie je poznać – sami musicie przeczytać tę powieść. A uwierzcie mi, naprawdę warto! Choćby po to, by odprężyć się, odpocząć i miło spędzić czas przy lekturze, spojrzeć z dystansu na to, co dzieje się w Waszym życiu, poznać moc ciekawych rad dotyczących wychowania dzieci, zdobyć wiadomości na temat Jaskini Mylnej, spojrzeć nieco inaczej na podział ról w małżeństwie, czy choćby zrozumieć, że nie każda babcia musi pragnąć być kokoszką bawiącą wnuki. ;)
Moc pięknych, mądrych myśli na temat życia zawsze bardzo cenię, a dodatkowo poczucie humoru Nataszy Sochy jest nie do podrobienia i wypływa niemal z każdej strony powieści:

"W przychodni było więcej osób niż w marketach przed Bożym Narodzeniem. Większość dorosłych kasłała, kichała, a niemal wszystkie dzieci wyły. Na dodatek niesympatyczna kobieta w rejestracji oznajmiła Jakubowi, że nie zostanie przyjęty od razu, ponieważ nie zarejestrował się telefonicznie. A numerki zostały już rozdzielone. Wolno mu jednak poczekać, lekarz przyjmie go na końcu. Jeśli jednak doktor będzie musiał wyjść, pozostaje mu przychodnia, która ma dzisiaj dyżur. Takie są procedury.
-Moje dziecko się odwadnia. Wymiotowało i jest senne. Nie robi siusiu, ma suchy język i chyba widzę pierwsze oznaki omdlenia – zawołał oburzony, licząc na litość i zrozumienie.
-Proszę zdjąć córce czapeczkę i kurtkę oraz wyjąć ją z koca. Pan również by zemdlał w takim stroju."

"W końcu to właśnie Jakub przystąpił do działania i wprowadził rytuał samodzielnego zasypiania Marty w pokoju. Początkowo siadał na dywanie i czytał jej bajeczki, nawet wtedy gdy wrzeszczała zaskoczona, że coś się właśnie zmieniło i to bez jej zgody. Po trzech dniach wrzask zaczął stopniowo ustępować zaciekawieniu, co też tata mruczy pod nosem, przewracając co chwila kartki. Kiedy Kuba zauważył, że Marta zaczyna mu się przypatrywać, wyjął zatyczki z uszu i czytał dalej magiczną opowieść o króliczku, który nie chciał jeść sałaty."

"-A tę kampanię leku na serce sama robisz?
-Nie. Z kolegą, mówiłam ci. To jakiś spec od reklamy, szef zwerbował go do naszej firmy i to był absolutny strzał w dziesiątkę. Facet ma pojęcie o tym, czego chcą ludzie.
'I kobiety' – dodał w myślach Kuba, ale nie pozwolił tej puencie wydostać się na zewnątrz.
-Jak ma na imię? - spytał tylko.
-Kto? A, kolega. Makary – dodała zupełnie normalnie.
Też mi imię! Ale to na pewno był on. Kolega z pracy, tak jak podejrzewał. Kolega zdolny i pomysłowy. Po prostu coś musieli razem załatwić, a fakt, że przy okazji facet był świetnie ubrany i dobrze wyglądał, był tylko nic nieznaczącym zbiegiem okoliczności.
Skurwiel jeden w popielatym wdzianku."

I co powiecie na tę małą próbkę? Już chyba bardziej nie muszę zachęcać Was do lektury? ;)


Mieliście już przyjemność sięgnąć po książki Nataszy? Czy Wasze odczucia zgodne są z moimi? Za jaką książkę pisarki powinnam chwycić teraz?

wtorek, 1 maja 2018

Majówkowy BookAThon? Jestem na TAK. ;)


Tegoroczna majówka wiąże się dla wielu osób z wyjątkowo długim weekendem, który u mnie trwał będzie cały tydzień. Wprawdzie przez cały ten czas towarzyszyła mi będzie moja kochana 4-latka i trzeba zorganizować jej czas, muszę sporządzić kilka dokumentów do pracy i może ogarnąć co nieco – mimo to jednak postanowiłam wziąć udział w BookAThonie, który trwać ma od dziś (1-go) do 6-go maja.
W tym roku w trakcie trwania BookAThonu Karolina i Ewelina postawiły przed nami 3 świetne wyzwania, które planuję zrealizować czytając dwie książki.

Wyzwanie 1.

Przeczytaj jedną grubą książkę, która ma co najmniej 500 stron.

Do tego wyzwania wybrałam pozycję, po którą już dawno miałam ochotę sięgnąć, a mianowicie "Dwór skrzydeł i zguby" Sarah J. Maas


Wyzwanie 3.

Przeczytaj książkę, która kiedyś została odłożona przez Ciebie na bok.

No cóż... tutaj naciągnęłam nieco wyzwanie do swoich potrzeb. Książką którą odłożyłam na bok... wczoraj, jest trzeci tom Trylogii Klątwy, czyli "Waleczna czarownica" Danielle L Jensen.


Wyzwanie 2.

Przeczytaj książkę, która jest wesoła, humorystyczna lub jej tematyka wprawia Cię w dobry humor.

Zadaniem wprawienia mnie w dobry humor "obarczam" oba wybrane przeze mnie tytuły. ;)


Czytaliście którąś z wybranych przeze mnie książek? Jak Wam się podobały?
Czy Wy bierzecie udział w obecnym BookAThonie? Jeśli tak, dajcie znać jakie pozycje będziecie czytali w poszczególnych wyzwaniach? Jeśli natomiast nie bierzecie udziału w zabawie napiszcie jakie macie plany na majowy dłuuuugi weekend? Co czytacie obecnie?

niedziela, 22 kwietnia 2018

"GPS Szczęścia..." i już! Skarbnica wiedzy człowieka szczęśliwego Magdaleny Witkiewicz, Marzeny Grochowskiej i Joanny Zagner-Kołat

Pewnego wieczora, po dniu pełnym nieprzyjemnych zdarzeń, zajrzałam do skrzynki pocztowej i wyjęłam z niej czarną kopertę. Na kopercie pięknie, odręcznie napisano "Od Ciebie tylko zależy, którą stronę życia będziesz oglądać". Z ogromną ciekawością rozdarłam to cudo. W środku ujrzałam karteczkę przedstawiającą motyle w kręgu, a wewnątrz tego kręgu napis "Czekaj na więcej...". Liścik sprawił, iż pomyślałam "Może rzeczywiście to wszystko zależy ode mnie?". Szybko jednak zaczęłam główkować, kto w czasie, kiedy potrzebowałam wsparcia mógł zrobić mi taką niespodziankę i nagle przyszło olśnienie – "Magda! To na pewno robota Magdaleny Witkiewicz i jakiegoś cudownego wydawnictwa!". Szybko wpadłam na lubimy czytać i tam odkryłam, iż lada dzień zostanie wydana książka napisana przez Magdę we współpracy z Marzeną Grochowską "GPS Szczęścia czyli jak wydostać się z Czarnej D.". Kilka dni później, kiedy akurat byłam w Czarnej D. trafiła do mnie cudownie zapakowana książka. To był idealny czas! :D

Magduś! Drogie wydawnictwo 

 
.
 
Pięknie dziękuję za pamięć o mnie i cudowny prezent.  

 
 

 
Opis książki (pochodzący z okładki)

 "Magdalena Witkiewicz (specjalistka od szczęśliwych zakończeń) i Marzena Grochowska (coach i trener biznesu, specjalistka od wychodzenia z Czarnej D.) połączyły siły i napisały bardzo nietypowy poradnik, a Joanna Zagner-Kołat pięknie go zilustrowała.
TRZYMASZ GO W RĘKACH!"
 
Moje wrażenia po lekturze
 
"Czarna Dupa to jest zupełnie niemalownicza miejscowość, szara i ponura, położona zupełnie niedaleko Końca Świata. Otoczona mokrym i wilgotnym lasem od strony północnej, bagnistymi, torfowymi łąkami od strony południowej. Na zachodzie rozciąga się Ogromna Depresja i Wielki Dół, a na wschodzie rozlewa się Morze Łez."

Powyższy cytat to zaledwie początek niesamowitej podróży po krainie zwanej Czarną Dupą (nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu ;) ). Niczym "Mały Książe" zwiedzający kolejne planety i poznający ich mieszkańców z zaciekawieniem wędrujemy po pozornie nieciekawej Czarnej krainie. Dlaczego pozornie nieciekawej? Ponieważ spotykamy w niej mnóstwo wzbudzających zainteresowanie ludzi (tych, którzy wpadli tam na chwilę, ale i zasiedziałych zdecydowanie dłużej niż powinni) i poznajemy ich historie. Są to: Maurycy Bylejaki, brat Aleksander, burmistrz Mieczysław Foch i jego syn Karolek, Aneta Stracholleńska i wielu innych. Czarna D. jako miejscowość również budzi nasze zaciekawienie. Podziwiam autorkę opowiadań (myślę, że była to Magda, choć nie wiem tego na pewno) za niebywałą wyobraźnię i tak wspaniałe zobrazowanie wielu trudnych, spotykających nas w życiu sytuacji. Poczucie humoru płynące z większości stron jest wprost kapitalne.

"Katarzyna Nonajron nie miała co zrobić z dziećmi. Gdy wróciła z pracy, męża jeszcze nie było. Jak zawsze zarabiał pieniądze na czarną godzinę, a ona dostała wezwanie do przychodni do doktora Ledwożywa.
Co robić? - myślała.
Często wraz z nią w Czarnej Dupie bywała też jej mama, która opiekowała się wtedy dziećmi. Mama jednak z powodu miłego pana poznanego w ośrodku wypoczynkowym w Swornych Gaciach coraz rzadziej wpadała do Czarnej Dupy."
 
"Romuald Gnilny był najlepszym szambiarzem w okolicy. Miał najlepszy z najlepszych sprzęt asenizacyjny z nowymi szambiarkami w kolorze jakże wymownego ciepłego pomarańczu. Mieszkał w małym miasteczku Zgnilizna Moralna na granicy Czarnej Dupy.
Lubił swoją pracę. Czasem tylko rozmyślał filozoficznie, że jego zajęcie jest chyba jedynym na świecie, gdzie od przybytku głowa boli.
Temat, którym zajmował się Romuald, był śmierdzący i drażliwy. Ludzie bardzo niechętnie poruszali go w rozmowach."

Podobnie jak w "Małym Księciu" opisanymi w książce postaciami jesteśmy my, ludzie, w trudniejszych chwilach swojego życia. Możemy porównać swoje doświadczenia do tych, które zostały opisane w książce i wprowadzić do swej codzienności pewne zmiany. Zauważyć rzeczy, których nie dostrzegamy na co dzień. O których niby wiemy, a w życiu codziennym jednak o nich zapominamy.
"GPS Szczęścia ..." to skarbnica wiedzy o tym, jak osiągnąć radość i satysfakcję życiową. W maleńkiej, poręcznej książeczce dostajemy kompendium wiedzy, która nie tylko pomoże nam wydostać się z Czarnej D., ale przypomni również, jak należy traktować codzienność, aby osiągnąć szczęście. Wystarczy w dowolnej chwili przeczytać jej fragment, aby dzień nabrał zupełnie innego wymiaru. Niesamowite opowiadania, doprawione masą doskonałego humoru, krótkie, treściwe, trafiające do czytelnika wskazówki od coacha, ubarwione (niemal na każdej stronie) wspaniałymi, wymownymi ilustracjami – ogromnie mogą wpłynąć na jakość naszego życia. Tak naprawdę to od nas zależy – ile z tej wiedzy wykorzystamy. To niepozorne cudeńko, które naprawdę może stać się dla nas doskonałym GPS-em szczęścia.
Podkreśliłam mnóstwo cytatów w książce, ale przyznać muszę, że o wiele więcej zawartych w niej myśli zasługuje na uwagę, dlatego wciąż będę do niej wracać. Oto maleńka próbka doskonałych cytatów:
 
"Życie to karuzela emocji. Nie można tylko ciągle śmiać się lub nieustannie płakać, nawet gdybyśmy nie wiem jak bardzo się starali, po prostu się nie da. Każdemu się zdarza wpaść w dołek, mieć kryzys, nawet najlepszym.
Czasem wpadam do Czarnej Dupy ja, czasem Ty. I to jest zupełnie normalne. Różnica polega na tym, jak długo tam zostaniemy i czy przypadkiem nie kupujemy sobie mebli, aby zostać tam na stałe."
 
"Musimy dbać o siebie (...)
Dbanie o siebie to taki wewnętrzny barometr, który pokazuje, na ile umiesz na siebie patrzeć sercem, nie tylko oczami. Traktuj siebie jak świątynię, a nie jak śmietnik i nieważne, czy tyczy się to jedzenia, czy myśli. Stajesz się tym, czym się karmisz. Bycie ze sobą w zgodzie daje niesamowity komfort życia."
 
Na koniec muszę pokazać Wam choć kilka z mnóstwa naprawdę cudownych ilustracji.


 
Od dnia dzisiejszego książka ta będzie leżała na moim stole, bym w dowolnej chwili mogła po nią sięgnąć i by po raz kolejny, i kolejny, czytać o przygodach mieszkańców Czarnej D., przypominać sobie o tym co w życiu istotne, cieszyć oczy ilustracjami i czerpać z zawartych w niej mądrości pełnymi garściami. Koniecznie muszę kupić kilka tych książkowych GPS-ów dla swoich bliskich znajomych, by obdarować ich, gdy zdarzy się im wpaść do Czarnej krainy. Choć przyznać muszę, i napisano o tym również w tomiku, iż czasem wyprawa do Czarnej Dupy służy naprawdę wspaniałym celom. Daje nam możliwość zastanowienia się nad naszym dotychczasowym życiem, nabrania dystansu, zauważenia rzeczy, których wcześniej nie spostrzegaliśmy i wprowadzenia pozytywnych zmian w swoim jestestwie. Pamiętajcie! Jeśli coś się kończy, coś runęło, to po to, żebyśmy mogli przeżyć coś lepszego. Sama teraz jestem w takim okresie swojego życia i pewnie sporo czasu upłynie nim skończy się to, co zostało mi dane, ale jestem dobrej myśli. W końcu Czarna Dupa to stan umysłu i właśnie my, nikt inny, jesteśmy jego właścicielami i od nas zależy, kiedy zdecydujemy się przytłaczającą nas Czarną D. opuścić. 
 

A Wy? Czytaliście już tę pozycję? Jesteście jej ciekawi? Lubicie tego typu poradniki, które mają dawać kopa do poprawy swojego życia? Macie jakąś taką swoją skarbnicę, wskazującą jak żyć szczęśliwie?